Ostatnio bardzo dużo się modlę, zwłaszcza na różańcu. Rozmyślam. Szukam odpowiedzi i własnej drogi, którą Bóg przygotował mi na tę część życia, jaka jest wdowieństwo. O tym, co mi wskazał, napiszę w osobnym poście.
Dziś chce zapisać tu pewne duchowe światło, jakie otrzymałam, jak ufam od Ducha Świętego, na temat tego fragmentu Ewangelii:
«Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.» (Mt. 18, 3)
Odpowiedź przyszła na moje poszukiwania, jak żyć, aby kiedy na sądzie stanę przed Panem, z ujrzenia ogromu własnej małości i podłości, nie potępić się, nie odejść do piekła. I tak, najpierw pojawiła się myśl, że nie mogę ufać własnej woli, bo to ona sprawia i sprawi, że źle wybieram i wówczas też źle wybiorę. No to co robić z tym nieszczęsnym darem wolnej woli?
Pomyślałam o ślubach zakonnych, w których zakonnice i zakonnicy przez posłuszeństwo oddają prawo do decyzji swoim przełożonym. No tak. Ale ja nie pójdę już do zakonu…
I wówczas, jako druga opcja pojawiła mi się myśl, że przecież dzieci zdane są na decyzje swoich rodziców. A ja jestem dzieckiem Boga! Mogę i powinnam zdać się na Jego wolę! To właśnie robił Jezus, zwłaszcza w Ogrójcu.
Tak oto Jezus pokazując nam dziecko jako wzór, miał na myśli nie tylko prostotę i szczerość, ale może najbardziej to, że dzieci zależne są od wyborów rodziców, więc jeśli zadamy się na Ojca i Jego decyzje wobec nas, unikniemy groźby potępienia.
Tak, to chciałam zapisać już od dłuższego czasu.