Nie jest łatwo wdowie, która nagle straciła wsparcie obu swoich mężczyzn. Syn poszedł na swoje na dwa miesiące przed śmiercią męża.
Ot choćby walka od kilku dni o rzęcha, którego musiałam zaakceptować po koniecznej sprzedaży auta dobrej marki, z którym jeździłam tylko do przeglądów i wymiany klocków hamulcowych.
Rzęch ma problemy z elektryką. Między innymi hahhaha. Ostatnio padł na amen pod sklepem i ani rusz. Litościwy mechanik podjechał, uruchomił mi go z zewnętrznego akumulatora i doradził kontakt z fachowcem od elektryki. Posłuchałam go, ale mimo, że od dwóch dni i nocy ładuję paskudę, ta nie myśli odpalić. Teraz polecono mi ładować na przerwanym obwodzie, a więc z odłączoną klemą od akumulatora. Nie wiem, czy to coś da… Jest duża możliwość, że mechanik będzie musiał podjechać pod mój dom.
To jest bardzo frustrujące. Gdyby nie wsparcie z Nieba, pewnie bym już dawno dała za wygraną i… się załamała…
Zastanawiam się, jak to jest tam, w Niebie… Nie ma żadnych problemów… Póki co, moja wyobraźnia i umysł tego nie ogarniają, ale chciałabym zobaczyć kiedyś, jak się żyje bez żadnych kłód pod nogami.